Dzisiejszy wpis nie będzie długi. Zazwyczaj opisuję metody, zasiadki, sprzęt, przynęty. Nadszedł czas, aby pochwalić się rybami. Od jakiegoś czasu moją największą złowioną rybą jest amur o wadze 24 kg, którą złowiłem na czerwcowej zasiadce. Łowisko było nęcone około miesiąca. Jak zwykle z kolegą Michałem przygotowaliśmy sobie dwa miejsca do nęcenia. Jedno na karpie a drugie na amury. Miejsce na amury nęciliśmy na owocowo oraz z dużą ilością kukurydzy. Nęcić zaczęliśmy pod koniec maja. Po tygodniu dołączyło dwóch kolegów a raczej nas podmienili. My zjechaliśmy a oni siedli na naszych miejscach i dalej nęcili oraz łowili. Przez pierwszy tydzień złowiliśmy kilka niedużych karpi a amury to mogliśmy oglądać jedynie na filmach. Byliśmy trochę zawiedzeni wynikami. Nasz zjazd do domu wynikał z pracy a nie z niechęci do ryb. Szkoda było marnować łowiska więc siedli koledzy. Im szczęście też nie sprzyjało. Złowili kilka karpi i jednego amura. Oni siedzieli dwa tygodnie. Po dwóch tygodniach znowu zmiana jeden z nich zjechał do domu a my siedliśmy za niego.
Był piątek, planowaliśmy zostać do niedzieli. Na łowisko przyjeżdżamy około 18-tej. Rozstawiamy namiot, szykujemy wędki, przygotowujemy zestawy. Standardowo jedna kulka mięsna idzie na karpia a druga owocowa na amura. Szybka wywózka zestawów w wybrane miejsca.Rozpalamy grilla, siadamy wygodnie w fotelach i czekamy co przyniesie los. Około godziny 21:30 jest odjazd na kulkę owocową, zacinam i czuję grubą rybę. Zaczyna się walka, wędka wygięta do granic możliwości, żyłka ucieka z kołowrotka. Po jakimś czasie ryba zatrzymuje się, zaczynam pompowanie. Jak mi się uda zwinąć 30 metrów to ryba wyciąga 20 metrów. Ryba jest naprawdę silna nie daje za wygraną. Walka rozgorzała na dobre albo ja albo ona – zwycięzca pojedynku będzie bohaterem. Tak walczymy ze sobą na wodnej arenie mi dopingują koledzy a jej ryby. Walka trwa już pół godziny a zwycięzcy nie widać. Czuję, że ryba słabnie i to jest moja szansa. Ryba wypływa na powierzchnię, moim oczom ukazuje się gigant. Pierwszy raz widzę takiego amura na żywo, kolega znawca krzyczy, dwudziestka, dwudziestka trochę mi się nie chce wierzyć. Kolega sprawnie ląduje rybę w podbieraku. Szybko przenoszę amura do kołyski, polewam wodą i sprawdzam w jakiej jest kondycji. Koledzy rozstawiają wagę i zaczyna się ważenie. Skalujemy wagę i jest 24 kilo i 108 cm !!! Aż chce się krzyczeć z radości, rozpiera mnie duma i szczęście. Oto ja pogromca amura, zwycięzca pojedynku normalnie jak jakiś mistrz świata wagi ciężkiej. Gdy emocje opadają czas na szybką sesję zdjęciową, pstryk i idzie fotka za fotką, normalnie jakbyśmy byli z amurem gwiazdami na ściance. Po sesji ryba trafia do wody, jest osłabiona. Lekko ruszam jej płetwą ogonową, ryba odpływa w bezkresne głębiny zbiornika. Jestem szczęśliwy, że udało mi się złowić taki okaz. Ryba też pewnie jest szczęśliwa, że wróciła do swojego domu. Mam nadzieję, że dalej rośnie, może kiedyś ponownie spotkamy się na wodnym ringu.