W pewne piątkowe popołudnie dzwonię do kolegi, aby umówić się na szczupaka. Akurat kończę pracę wcześniej to można zrobić mały zwiad nad wodą. W rozmowie kolega przekonuje mnie, że lepiej będzie skoczyć na nockę, posiedzi się, pogada a za szczupłym można pływać do późnej jesieni. W sumie ma rację noce są jeszcze ciepłe, dzień długi, bo to była końcówka sierpnia nie ma na co czekać jedziemy. Po pracy wpadam do domu, szybko obrabiam temat obiadu. Sprawdzam swoje przynęty robaki są, pellet jest, kulki są, kukurydza – brak. Zawsze kukurydzę przygotowuję sam, ale tym razem muszę uznać tę z puszki. Pakuję tylko ten sprzęt, który jest mi niezbędny. Postanawiamy łowić na feedery z koszyczkiem, sprawdzam wędki, z pośród wędek wybieram dwa jeden o ciężarze wyrzutu do 60 gram, długości 300 cm, a drugi cięższy do 90 gram, długości 360 cm. Pożegnanie lata planujemy nad zbiornikiem zaporowym. Wybieramy zaporówkę, gdyż nad rzeką dawno nie byliśmy i nie wiemy, jaka jest sytuacja. Będzie to tylko jedna nocka, więc nie bierzemy namiotu, postanawiamy siedzieć pod chmurką a gdyby pogoda się pogorszyła to pozostaje nam auto. Dzięki temu nasz sprzęt ograniczamy do minimum. Auto zapakowane sprzętem, czas wyruszyć po wrażenia, po drodze szybkie zakupy w sklepie. Nad wodą jesteśmy po 18:00 powoli rozkładamy nasz majdan, wędki, kołowrotki, podbierak, fotele. Zapowiada się dobre łowienie, pogoda ładna, niebo bezchmurne nic tylko łowić. Naszym celem są ryby spokojnego żeru. Rozrabiam zanętę na całą noc. Koszyczki z przynętą lądują w wybranym punkcie. Donęcam miejsce strzelając z procy małymi kulkami. Głębokość łowiska nie przekracza dwóch metrów, dno jest lekko muliste, ale to nam nie przeszkadza. Postanawiam łowić na wszystkie dostępne przynęty, jest to nocka dla relaksu, więc mogę sobie pozwolić na całkowity luz. Oto moje przynęty;
Tak uzbrojony postanawiam stawić czoła wszelkiej białej rybie pływającej w wodach zalewu. Na pierwszą wędkę idzie sama kukurydza tzn. dwa ziarenka. Na drugą jeden pellet o smaku truskawki. Oba zestawy robię na włosa na haczyku numer 6. Zanętę robię na słodko tzn. dodaję karmel, miód dosypuję też konopi prażonych, bo to zawsze dobrze wabi białą rybę. Wędki zarzucone, sygnalizatory włączone czas na emocje. Gdy oczekujemy z Michałem na brania, postanawiamy dokończyć rozbicie obozowiska tak, aby w nocy łowiło się miło i przyjemnie. Przygotowuję grilla, a kolega ognisko. Praca zespołowa daje szybkie i dobre efekty. Około 20:00 jesteśmy wyrobieni, siadamy w naszych fotelach i czekamy na to co przyniesie gwiaździsta noc. Można powiedzieć, że włączamy emocje. Do godziny dwudziestej drugiej biorą leszczyki i krąpiki nieduże, ale jest zabawa. Następna godzina upływa w spokoju delikatnie mówiąc. Natomiast to, co się działo po dwudziestej trzeciej to jakieś nadprzyrodzone zjawisko. Leszcze i krąpie jakby poszły spać, natomiast obudziły się jazie brały na wszystko kulki, pellet, kukurydzę co bym nie rzucił to wszystko zamiatały jazie. Pierwszy jaź był u mnie nawet ładny:
Ten dał się złapać na dwa ziarnka kukurydzy. Oczywiście po sesji trafił do wody. Kolejne brania były systematyczne i dosyć pewne jakby ryby były w amoku. Raz odzywał się sygnalizator u mnie, raz u Michała, tak jakby ryby się umówiły. To my też się umówiliśmy, że wszystkie ryby trafiają natychmiast do wody. Chyba taki pakt pasował każdej ze stron tzn, rybkom i nam. W tak trwającej umowie spędziliśmy kilka godzin. Walka trwała do godzin rannych, aż nie obudziły się leszcze i krąpie. Zmiana warty nastąpiła po godzinie piątej rano. Leszcze też brały dobrze, ale nie były to okazy, które mogły trafić na pierwsze strony gazet. Około dziesiątej postanowiliśmy się zebrać do domu. Spakowanie się trwało jakiś czas, ale było podyktowane emocjami jakie przeżyliśmy tej nocy. Mieliśmy odpocząć a tu taka niespodzianka, ryby nie dały nam odpocząć, nawet oka nie zmrużyliśmy. Mimo, że byliśmy rano zmęczeni to jednak szczęśliwi, oby takie miłe nocki trafiały się na każdej wyprawie.
Nocka z jaziami nad zbiornikiem zaporowym
0
Share.