Ostatnie dni sierpnia zawsze staram się poświęcić na poszukiwanie pstrąga. Koledzy wędkarze łapią drugi oddech przed jesiennym sezonem na drapieżniki takie jak sum, sandacz, szczupak, okoń a ja poszukuję górskiej rzeki, gdzie mogę spotkać jej króla czyli pstrąga. W moim okręgu kieleckim jest kilka ciekawych rzek górskich. Wyjazd zaczynam od ułożenia planu, jaką rzekę wybrać, który jej odcinek oraz na co łowić. Szybko decyduję się na wybór rzeki oraz przynęt. Zazwyczaj na sierpniowe pstrągi zabieram mniej sprzętu niż na te wiosenne, przynęty to same woblerki w kolorach pstrągowych o różnych rozmiarach Najczęściej używam tych 3,5 – 4 cm, ale w pudełku też są większe chociażby takie 5cm.
Nad rzekę wybieram się wspólnie z kolegą, wybieramy dość urozmaicony odcinek rzeki Czarnej Staszowskiej. Jest 31 sierpnia godzina 13:00, temperatura lepiej nie mówić coś koło 32 stopni. Nad rzeką zakładamy wodery, uzbrajamy wędki i startujemy. Pierwsze wrażenie to szok, rzeka, która wiosną obfituje w piękne miejscówki dzisiaj przypomina jakiś strumyczek, można się było tego spodziewać po fali upałów, które przelały się przez nasz kraj. A tak prezentuje się nasza rzeka:
Głębokość wody 5 do 10 cm, nieliczne dołki, które mogą skrywać piękne okazy. Mówię do kolegi ” To co jedziemy z tym koksem, czas pokazać kto tu rządzi”. Brodząc po płytkiej rzece napotykamy na dołki ale bardzo nieliczne. Dołki te obławiam woblerem pływającym, taki wobler puszczam na wodę, nurt unosi go daleko za dołek. Zaczynam kręcić kołowrotkiem, a wędką tak manewruję, aby przynęta przeszła jak najbliżej korzeni bądź centralnie przez dołek. Dla mnie daje to gwarancję sukcesu, tym bardziej, że przy tak niskim stanie wody mogę obławiać tylko dołki. Żar leje się z nieba a ja wędruję z moim kolegą w poszukiwaniu wędkarskiej przygody. Drzewa dają nam cień, który pozwala się schłodzić w tak upalny dzień. Przez dwa kilometry nic się nie dzieje, nie ma nawet uderzenia. Do głowy dobijają się złe myśli, że ktoś wyłowił wszystkie pstrągi. Myśli te rozwiewa uderzenie pstrąga, jestem nieco zaskoczony a nawet oszołomiony oto z dołka o głębokości pół metra widzę jak startuje, pięknie ubarwiony. Pstrąg potokowy idealnie uderza w przynętę, zacięcie i jest, rozpoczyna się szaleńcza walka, ja czy on, kto wygra? Kolega studzi emocje uspokajając mnie, ale jak tu być spokojnym, gdy na wędce jest jedna z moich ulubionych ryb? Pstrąg nie daje za wygraną, jest bardzo waleczny, czuję że to godny przeciwnik, właśnie za to kocham te ryby. Za ich waleczność, za tą energię coś niesamowitego. W końcu pstrąg przegrywa walkę a ja triumfuję, jeszcze tylko mierzenie, sesja zdjęciowa i pstrąg trafia do wody. Ładna sztuka taki grubasek – 34 cm długości.
Pstrąg wraca do wody a my idziemy dalej, wędrując krętą rzeką podziwiamy piękno natury. Na końcowym etapie naszej wędrówki, rzeka dziwnie się zamuliła, zdziwiło nas to bardzo, gdyż w tym miejscu zawsze było piaszczysto. Po trzystu metrach zagadka się rozwiązała to bobry wybudowały sobie tamę: Omijamy tamę jednocześnie podziwiając ją oraz te małe zwierzęta. Jak to potrafią zrobić? Jesteśmy już u kresu naszej wędrówki, w dołkach pusto, na kiju nic się nie dzieje postanawiamy zakończyć naszą wędrówkę. Przeżyliśmy piękne kilka godzin z naturą a przy okazji trafiła się rybka, lepszego zakończenia sezonu pstrągowego nie mogłem sobie wymarzyć.