To nie podpucha
Pamiętam wyjazdy pod namiot. W bagażu nie mogło zabraknąć jedzenia. Najważniejsze było jedzenie w puszkach. Dlaczego? Przede wszystkim miało długą przydatność do spożycia, wysoką odporność na uszkodzenia, zwłaszcza tak zwane mechaniczne (wiecie o co mi chodzi: rzucanie itp.), a nade wszystko łatwość przechowywania. Takie puszki z jedzeniem wystarczyło trzymać w cieniu (na przykład zakopane za namiotem na niewielkiej głębokości) i wcale nie martwić się o świeżość. Po prostu rewelacja.
Szczególnie zapadły mi w pamięci wyjazdy nad polskie morze. Tam lubiłem sobie zjeść smażoną rybkę. Przecież nie muszę ciągle jeść jedzenia z puszek. Są wakacje, można sobie co nieco pozwolić! Tak więc jeśli o chodzi o tanie jedzenie Gdańsk miał wiele do zaoferowania. Zwłaszcza w centrum i przy kąpieliskach. Ach, te pyszne smażone rybki. Uwielbiam też wędzone. Zwłaszcza od gospodarzy, robione tradycyjnymi metodami. Palce lizać. Na samo wspomnienie, aż ślinka leci. Że też nigdy nie nauczyłem się wędzić ryb, mięs i wędlin.